niedziela, 3 sierpnia 2014

Cud narodzin.

Dziś jest ważny dzień !
8 lat temu przyszło na świat moje pierwsze Dziecko - Ignaś.
Skłamię, jeśli powiem, że każde urodziny moich Dzieci są tak samo ważne. Są, ale te Ignasiowe jednak ciut bardziej, jednak. 
Pierwsze zderzenie ze wszystkim, ze wszystkim wcześniej mi nie znanym. To czyni tę chwilę wyjątkową. 


Sięgam pamięcią wstecz, i zdaję sobie sprawę, że pamiętam wszystko,jakby to było wczoraj. Godzinę po godzinie.

Upalne lato,takie jak w tym roku. Wieczór, kiedy po całodziennych bólach, nasilających się z każdą godziną, podjęłam decyzję o pójściu już do szpitala. Wcześniej obiecałam sobie, że nie pójdę wcześniej niż to będzie konieczne. Za wszelką cenę nie chciałam znaleźć się w sytuacji, w której będę musiała leżeć  w sali przedporodowej i czekać aż się zacznie akcja porodowa. Bałam się takiego scenariusza jak cholera. Poród miał być wspólny, chciałam rodzić razem z mężem. Szpital, który sobie wybrałam, sprzyjał takim porodom, był nawet szczególnie wyróżniony,jako szpital, w którym są Porody Rodzinne. Taki był plan. 
Wyszliśmy z mężem z domu koło północy, było ciepło. Jako, że szpital był blisko, poszliśmy na piechotę. Ledwo szłam, ale doszłam. I do tego momentu wszystko było ok. Mój cały plan zaczął się psuć gdy, pielęgniarka, która mnie przyjmowała na oddział, stwierdziła, że brakuje nam jednego ważnego dokumentu. Mianowicie, kompletnie nie pomyślałam, że może mi się przydać skrócony akt ślubu, ponieważ nie posiadałam nowego dowodu osobistego, tzn. z nowym nazwiskiem po mężu. Z wymianą się nie spieszyłam, bo bardzo lubiłam swoje panieńskie nazwisko (lubię nadal) i nie myślałam, że nowy dowód będzie dość istotny. W każdym razie mnie położyli na oddział, a męża wysłali po dokument, bo w innym wypadku, dziecko będzie miało moje panieńskie nazwisko, a nie po Ojcu. Do tego ta sama pielęgniarka (dość nieprzyjemna mi się wtedy wydała) odesłała Kostka do domu, twierdząc, że nie ma tu teraz czego szukać, bo ja na razie nie rodzę, i przynajmniej do rana nie urodzę. A ja chodziłam po ścianach, dodatkowo załamana, że nie ma przy mnie męża. 
Ostatecznie nie mogąc znieść już tego bólu (o leżeniu w łóżku nie było nawet mowy), obudziłam pielęgniarkę prosząc o coś co ulżyło by mi w tych bólach. Wysłała mnie pod prysznic. Myślałam, że będzie faktycznie lepiej. Ale jak wiadomo, prysznic przyśpieszył całą akcję, bóle były jeszcze mocniejsze i cięższe. W końcu położna zabrała mnie na porodówkę, była godzina 6. Po mężu ani śladu (niestety wtedy tak się złożyło, że nie miałam nawet jak mu dać znać, że się zaczęło, a położna gdy ją poprosiłam, żeby poinformowała męża, stwierdziła, że nie może tego zrobić - super). Podłączyła mi kroplówkę, i powiedziała " teraz bóle będą jeszcze mocniejsze", na co ja zdołałam tylko stęknąć. Obok rodziła jedna kobieta z mężem, jak się później dowiedziałam - 3 dziecko. Siedzieli i rozmawiali sobie normalnie jakby byli na kawie. Zastanawiałam się jak to możliwe, bo ja nie byłam w stanie słowa z siebie wydusić. Byłam zmęczona, nie spałam całą noc. W przerwach między skurczami zasypiałam mimowolnie, wybudzały mnie nadchodzące skurcze. Położna jeszcze męczyła mnie, zadając pytania - musiała zrobić wywiad, więc ledwo świadomie zmuszałam się do myślenia i do odpowiedzi. Na porodówce cisza, za ścianą jedynie słyszałam szepty rozmowy małżeństwa, które rodziło razem. Ja zrozpaczona, bo sama, bez męża, bez nikogo, położne siedziały przy swoim stoliku i piły kawę, w międzyczasie była zmiana. Nie wiedziałam wcześniej, że tak to wygląda. Na filmach amerykańskich, gdy kobieta rodziła widziałam dwóch lekarzy, trzy położne i jeszcze parę osób obok. A tu? Nie było nikogo, szczerze byłam trochę w szoku. Ale takie uroki pierwszego porodu, starcie z rzeczywistością bywa bolesne.

Leżę i czuję, że coś się zmienia, ból już jest inny. Wydałam z siebie jakiś dźwięk, na co usłyszałam głos położnej (już innej, była zmiana, na całe szczęście moje)"Oho! zaczyna się!" Podeszła do mnie, zorientowała się w sytuacji zapytała czy chodziłam do szkoły rodzenia, na co jej odpowiedziałam, że nie. Nie chodziłam, nie chciałam, stwierdziłam, że co może być aż tak skomplikowanego, żebym musiała chodzić do szkoły rodzenia. Pan Bóg stworzył mnie do tego, więc na pewno dam sobie radę. Tak wtedy myślałam, dziś, nie wiem jakbym zrobiła. 
W każdym razie trafiła mi się cudowna położna. Powiedziała mi co mam, jak i kiedy robić. Robiłam wszystko jak mówiła i po kilku minutach usłyszałam "widzę główkę, jeszcze raz i koniec". Wysiliłam się raz jeszcze i za sekundę usłyszałam płacz Dziecka."Ma Pani Synka". Odetchnęłam, cała się trzęsłam, miałam łzy w oczach. Położna położyła mi Ignasia na klatce piersiowej, żebym mogła się z nim przywitać.Przywitałam się "Witaj na świecie", nie zapomnę tego dotyku, zapachu. Najpiękniejsza chwila w moim życiu. Byłam szczęśliwa, byłam dumna z siebie, pomyślałam, że jak to przeżyłam sama, to przeżyję wszystko. Poczułam w sobie tyle siły, choć byłam wykończona, ale to wszystko było już za mną. Uświadomiłam sobie jak Kobieta silną jest osobą, wcześniej nigdy bym tak nie pomyślała, choć często w swoim życiu słyszałam, jak silne są Kobiety, i co bez nich zrobiłby świat. Od teraz mówiłam i myślałam to samo. 
Gdy leżałam już na swoim łóżku położna przyniosła mi ubranego w nasze ciuszki Ignasia. Przystawiła mi Go do piersi. Moment, którego się obawiałam, i obawia się chyba każda Mama. Czy zacznie ssać? Zaczął. W tej chwili poczułam realnie i duchowo, że jestem Jego Mamą. Poczułam szczęście i spokój, niesamowity spokój. Druga przepiękna chwila w Naszym życiu.
W tej właśnie chwili pojawił się Tatuś, i pytał o mnie, czy rodzę. Położna na to z uśmiechem "Wie Pan robiłyśmy co można, ale nie udało się zatrzymać" :) Mąż nie zrozumiał, że to już po.Pokazała gdzie leżymy, podszedł, przywitał się, popatrzył na mnie, nie zauważył w pierwszej chwili Ignasia, przystawionego do piersi. Rozejrzał się zobaczył wózek, spojrzał na brzuch, dopiero teraz zauważył maleńką kulkę leżącą obok. Obserwowałam cały czas jego reakcje, jak się rozglądał, jak dojrzał w końcu Ignasia, i ten wyraz oczu gdy go zobaczył - nie zapomnę do końca życia. Szok, zachwyt, szczęście! i ten wyraz twarzy. Bezcenne. Mówię z całą powagą. Wynagrodziło mi to brak Jego obecności przy porodzie. Choć jak stwierdziłam później, tak chyba było lepiej.


Gdy to piszę, trzęsą mi się ręce. W momencie opisywania porodu - płakałam. 
Ważne to są dla mnie wspomnienia i piękne! 
Tak bardzo! 
Szczególnie, że już minęło 8 lat od tamtych wydarzeń.

Ignaś jest już dużym, pięknym, mądrym chłopcem. 
Chcę, żeby wiedział, że mimo tego, że nie spędzam z Nim tyle czasu ile bym chciała, że czasem wymagam więcej niż od innych dzieci - bo jest najstarszy, że może upominam więcej, bo powinien dawać przykład młodszemu rodzeństwu - chcę żeby wiedział, że bardzo Go Kocham i jestem z Niego dumna. Jest dzielny, cierpliwy, choć już teraz coraz mniej, ale jest, jest dobrym starszym bratem.

Pierwsze dzieci z reguły nie mają łatwo, zwykle nie ma się dużo czasu dla Pierwszego Dziecka, niedługo rodzi się drugie, i nasza uwaga się rozdwaja, wymagamy więcej, choć może nie powinniśmy.


Ignasiu ! 

Słońce moje, powinnam mówić Ci to częściej, wiem. Ale też chcę żebyś kiedyś to przeczytał. Tak jak pisałam, wyżej: mimo, że wymagam, upominam więcej, nie mam czasu tylko dla Ciebie, a jak mam to niewiele. Pamiętaj - Kocham Cię i ja i Twój Ojciec. Jesteśmy z Ciebie dumni. Jesteś mądry, dzielny, odpowiedzialny! Jesteś trochę łobuziakiem, ale dziwiłabym się gdybyś nie był. Kochasz się bawić, ale też potrafisz wypełniać swoje obowiązki należycie. 
Dziękuję Ci za twoją cierpliwość, za to, że nie upierasz się gdy Cię o to proszę, że często pożyczasz ulubioną zabawkę młodszemu bratu,  za to, że mi pomagasz, przy opiece nad Twoim najmłodszym bratem, że mogę na Ciebie liczyć. Dziękuję! Jesteśmy szczęśliwi, że Ciebie mamy, Ty nasz pierworodny Synu.


Dzisiaj chciałabym Ci życzyć (ponieważ, życzenia dłuższe niż trzy słowa,popadają w  Twoją niepamięć):


  • abyś na swojej drodze spotykał wspaniałych ludzi, dobrych uczciwych,
  • abyś zawsze postępował mądrze, 
  • abyś był szczęśliwy, zdrowy, rozwijał swoje pasje, spełniał swoje marzenia - w czym obiecuję Ci pomagać.
I pamiętaj! Zawsze będę przy Tobie i zawsze będę Cię Kochać! 
Mama :* 

P.s. Pamiętasz gdzie spędzaliśmy Twoje 7 urodziny?? Tak, w Warszawie u cioci Edzi i wujka Kuby, byliśmy wtedy w Zoo. 
A dzisiaj? wracałeś z Dziadkami, z Zuzią i wujkiem Tomkiem z gór. Wysiadł samochód, choć dopiero co kupiony, ale to powoli staje się tradycją. Babcia chciała obudzić Cię po północy i zabrać na ciacho do jakiejś knajpki, tyle, że pół  godziny wcześniej wysiadł samochód i plan się posypał. Ale atrakcje są? Są. W Lublinie wujek Bartek zabrał Cie do kina, o czym mi trąbił już kilka dni wcześniej. Jesteś zadowolony - to najważniejsze. A imprezka urodzinowa jak co roku w połowie sierpnia wspólnie z Twoim bratem. :)
Na tym zdjęciu masz 3 miesiące <3



8 lat :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz