środa, 18 stycznia 2017

Doceniasz te chwile?

"Siedzisz" w domu. Czy to po pracy, czy nadal w niej będąc, gdyż Twój obecny etat to właśnie całodobowa opieka nad dziećmi i prowadzenie domu. Dbasz o swoje ognisko domowe, najlepiej jak potrafisz, dajesz  z siebie 100% na tyle ile możesz. Bo nie da się ZAWSZE na 100%. Powiedzmy sobie to wprost. Jesteśmy tylko ludźmi.  
Tak czy inaczej, starasz się wyciągać maksa z siebie dla ukochanych Ci osób. Posprzątałaś, pranie zrobiłaś, poprasowałaś (lub też zostawiłaś to na później, ale nic się nie dzieje, uwierz mi), obiad ugotowałaś, dzieci już parę razy pogodziłaś, wysłuchałaś pretensje i żale, lub wręcz przeciwnie, przytuliłaś, dzieci nakarmiłaś! 

Ogólny spokój i ład zaprowadzony. Przychodzi chwila dla Ciebie. 
Kawa na stole a Ty oddajesz się tej chwili... czy to z książką, z czasopismem, czy po prostu odpalasz komputer lub bierzesz w rękę telefon, łączysz się ze światem. Czytasz interesujący Ciebie artykuł, blog, czy też właśnie masz chwilę, żeby porozmawiać ze znajomą, przyjaciółką z którą nie zawsze jest czas na konwersację.
Jest fajnie. Parę lub paręnaście minut minęło.
I słyszysz....
- Mamo....Mamo....MA-MO.....!
Za każdym razem mocniejsze natężenie głosu. 
- Już, już... - wypowiadasz te słowa mimowolnie, zatopiona w aktualnej lekturze, czy rozmowie. 
Okej, powiedzmy to wprost. Czasem to wartościowa lektura (książka, artykuł, etc.) lub poszukiwana informacja. Jest nam to potrzebne, bez dwóch zdań. Jednak zdarza się częściej lub rzadziej, że zaglądamy do internetu, na fb RUTYNOWO. Nic ciekawego dla siebie nie odnajdujemy, konwersacji również nie prowadzimy, czasem zaglądamy w różne miejsca, czytamy wiadomości, które nie dość, że nas tak naprawdę nie interesują, to w dodatku męczą. 

Czasem bardzo nie lubię internetu, męczy mnie. Natłok różnych wydarzeń, wiadomości w które niepotrzebnie czasem się zagłębiam, a potem myślę, emocjonalnie się angażuję (nie zawsze, ale zdarza się), co w końcowym efekcie nie wychodzi mi na dobre. 
Wtedy się oczywiście wyłączam. Bywa, że na dłużej, głównie po dawce mniej pozytywnych emocji. Ale nie tylko wtedy. 

Kiedy z mojego chwilowego zatopienia w świecie wirtualnym, wyrwie lub wyrwą dzieci, częściej mój najmłodszy Staś.
Wystarczy jedno:
- Mamo...
 Wracam. Wracam do mojej ukochanej rzeczywistości. Wszystko co do tej pory zaprzątało moje myśli rzucam w kąt, a ja lecę oddawać się macierzyńskiej roli. 
Kiedyś zajmowało mi to więcej czasu, ale jak to w życiu, człowiek z czasem zauważa pewne rzeczy.

Daję się porwać chwili, ale tej realnej, bo do wirtualnej zawsze mogę wrócić. A ta realna, to właśnie wspólnie zrobiona kanapka, podziw super fajnego samochodziku ręcznie zbudowanego, rysunku, śmiesznej miny, którą Dziecko tak bardzo TERAZ chce Ci pokazać, wygłupy i gilgotki (Staś mówi "zrób mi gili"), czy wspólny spacer. Nasze dzieci rosną, codziennie. I te chwile, za jakiś czas (bardzo niedługi), już się nie powtórzą, będą inne, ale właśnie - INNE. A my, będziemy tęsknić, będziemy. 

Dlatego dajmy się  porwać rzeczywistości.
Dlatego DOCENIAJMY te wszystkie malutkie,  wydawałoby się nic nie znaczące, REALNE chwile. 






Dziękuję, że poświęciłaś/eś  swoje cenne minuty, na przeczytanie tego wpisu. 

Pozdrawiam serdecznie, MamaTrzech&Zu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz