piątek, 22 sierpnia 2014

Sierpniowe Oczko.

21.08.2010 r.
Sierpniowe Oczko. Tego dnia przyszło na świat moje trzecie Dziecko. Konstanty.

Była sobota. Nie spodziewałam się tego dnia niczego szczególnego. A już na pewno nie porodu. Termin był na 26. i mówiłam sobie, że chociaż do 25. muszę wytrzymać, ponieważ wtedy moi rodzice wracają z wakacji, i będą mogli zaopiekować się dwójką moich dzieci, więc będę mogła spokojnie pójść rodzić. 
Spałam z Zuzią w dziecinnym pokoju. Ze snu wybudziły mnie bóle. Spojrzałam na zegarek, była godzina siódma. Nie przejęłam się zbytnio, ponieważ byłam pewna, że to skurcze przepowiadające. Sytuacja jednak powtórzyła się raz jeszcze i potem znów. Zaczęłam liczyć czas między skurczami, czując, że coś tu się święci. Jednocześnie mówiłam do Syna, żeby się nie wygłupiał, bo dzisiaj jeszcze nie czas, że czekamy do środy ! Niewiele moje gadanie dało, bo właśnie się zorientowałam, że skurcze mam co 10 minut. 

Poszłam budzić męża, mówiąc, że mam skurcze, i trzeba jechać do szpitala. Facet zaspany, coś wymamrotał, żebym nie robiła sobie z niego jaj i kładła się jeszcze spać.
Po chwili rozmowy, dotarło do niego, że to nie żarty. Zerwał się. Zaczęłam budzić Ignasia i Zuzię. Mając plan "B", zadzwoniłam do cioci, która zaoferowała swoją pomoc, w nagłej sytuacji. Ogólnie dalsza  część rodziny, była  w gotowości do pomocy. Czekaliśmy na transport dla dzieci i dla nas (brak samochodu). Oczywistą sprawą jest, że gdy Kobieta ma skurcze co 10 minut, a za chwilę już i częściej, i nie jest w stanie utrzymać się na własnych nogach, wzywa  pogotowie. Ale nie ja. Wizja jazdy karetką mnie przerastała. Fakt, nie było to mądre, ale uświadomiłam sobie to na spokojnie już po wszystkim.
Dzieci pojechały. Nas zabrał kolega. Nie była to fajna jazda, przynajmniej dla Niego- 
ale szacun, naprawdę się spisał. 
Po 2 godzinach od wybudzenia się, byliśmy w drodze do szpitala. Na oddziale widząc mój stan od razu położna kazała jechać na porodówkę. Miałam już wtedy bóle parte, i to naprawdę nie była ciekawa sytuacja. Kostek pchał się na świat.
W tych samych ubraniach, w których przyjechałam, położyłam się. Nie było czasu! 
Czekała na nas już położna i lekarz. Ledwo się położyłam, zobaczyłam, że mąż wypełnia dokumenty (wywiad). Usłyszałam "widać główkę". Jedno parcie, i usłyszałam płacz Synka.

Nie wierzyłam w to co się dzieje. Pięć minut. Tyle czasu trwał poród. Położna i lekarz mówili, że życzą sobie tylko takich porodów. Tak, ja też sobie (życzyłam) i każdemu życzę takich porodów. Byłam szczęśliwa, wzruszona. Znów tuliłam maleńkie Dzieciątko w swych ramionach. Ujął mnie mój Syn. Ujął mnie tym jak bardzo chciał pojawić się na tym Świecie. W środku cała się śmiałam.

Syn po prostu pchał się na świat drzwiami i oknami, i nic nie było w stanie Go powstrzymać.
Urodził się dość spory - 3920 gram i 58 cm.
Dziś waży 17,5 kg i ma 105 cm wzrostu

Kostku, 
Synu mój piękny. Chcesz być duży. Taki duuuuuuży jak Tata, lub przynajmniej jak Ignaś. Mówimy Ci, że jak będziesz  jadł, będziesz rósł. Tak więc pytasz (nie za każdym razem) jak zjesz, czy nawet jak wypijesz parę łyków wody, czy soku (ostatnio) "urosłem już???".  
Rośniesz. Niedawno tuliłam Cię przed snem, na rękach. Wtulałeś się we mnie obejmując rączkami jak miś koala. Zasypiałeś tak niemal przez rok od momentu odstawienia Cię od maminego mleka, choć wcześniej też się zdarzało . Byłeś dla mnie maleńki, malutki tak do dwóch i pół lat. Nawet bunt dwulatka nie był w stanie zerwać mi tej wizji. W wyniku tego nie dawałam Ci możliwości bycia samodzielnym, (zupełnie odwrotnie niż Twojemu starszemu rodzeństwu) sam również nie rwałeś się do samodzielnego ubierania, nakładania butów (jadłeś, piłeś sam - w skrajność nie popadłam). 
Wiem, takie podejście jest krzywdzące.  W wieku trzech lat, miałeś pójść do przedszkola. To uświadomiło mi, że nie jesteś już małą dzidzią. Poszedłeś do przedszkola, radziłeś sobie dobrze, i coraz lepiej, i lepiej. Widziałam Twoje postępy, jak się rozwijasz. Dzisiaj jesteś w 100% samodzielny. 
Potrafisz być słodki jak miód, i niesamowicie czarujący. Podchodzisz do mnie parę razy dziennie mówiąc do mnie "Kocham Cię Mamooo!" Bijesz rekordy. Ujmujesz mnie <3  
Ale potrafisz też być niesamowicie  trudny w kontakcie. Jesteś uparty, chyba najbardziej z całego rodzeństwa. Jesteś sprytny, inteligentny, toteż wiesz, kiedy możesz sobie pozwolić na więcej i pozwalasz. Ale stajesz się coraz bardziej rozważny, cieszy mnie to. Przed nami długa droga, ale będzie tylko lepiej.
Tyle planów na przyszłość...Jaki będziesz, kim zostaniesz ??? 

Bądź cierpliwy, rozważny, szczęśliwy. Myśl o innych, bądź odważny, dobry. I nie choruj Mamie ;)
 Kochamy Cię :*


Wspólne urodziny Ignasia i Kostka odbyły się 17 sierpnia, w niedzielę.
Miały być na działce. Wiadomo lato, ciepło, świeże powietrze, miejsce do biegania, zabawy. Nie mogło być inaczej. Ale pogoda pomieszała nieco plany. Wszystko w zasadzie składało się tak, że impreza na działce coraz bardziej się oddalała. 
W końcu padło to słowo KOZIOŁEK (uwielbiam to miejsce). Ok. Dodatkowa motywacja - Ignaś od marca, kiedy urodziny miała tam robione Zuzia, powtarzał, że chce urodziny w "Koziołku" (nie dziwię się). Szybka decyzja. Szybki telefon. Sala wolna (wakacje). Najwyraźniej tak miało być. 
Dzieci były zachwycone ( mam nadzieję, że wszystkie). Goście od Malutkich do Dużych. Mam nadzieję, że wszyscy byli zadowoleni, bo ja  będąc w naprawdę dużej euforii, nie dopilnowałam wszystkiego, tak jak powinnam. 
Ale chciałam bardzo naszym Gościom podziękować, za to, że byli z Nami tego Dnia ! :*







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz